Zobacz nasz kanał na YouTube
naglowek_bazant2_small.jpg
autor:
nazwa/adres bloga: 
data utworzenia: 
2010-04-23   blog czytało: 1190392   wpisów: 98   komentarzy: 122
 
budynek: 
wolnostojący, parterowy z poddaszem użytkowym bez piwnicy, garaż: 1-st. bok
technologia 
technologia murowana bloczki gazobetonowe
miejsce budowy: 
zachodniopomorskie
projekt:
 

LOGOWANIE

Login:
Hasło:
Statystyki mojdomdlaciebie.pl
Liczba blogów:
226
Liczba postów:
2031
Liczba komentarzy:
3085
Aktualnie zalogowanych:
0
 
 POPRZEDNIA
[1]   ...   [13]   [14]   [15]   STRONA 16   [17]   [18]   [19]   ...   [20]
NASTĘPNA 
tytuł: pędzimy aż się kurzy
10.02.2011, 16:05
 

Roboty pędzą do przodu, Panowie szpachlują, gipsują, malują, szlifują, tną i kurzą. W całym domu unosi się mgła wszelkich opiłków z cięcia płytek i przecierania ścian papierem. Właściwie powinniśmy przyjeżdżać na budowę jedynie w bieli, bo tylko taka odzież gwarantuje dziś wyjście w niezmienionym stanie. Wszelkie czernie zamieniają się w szarości w takiej zapylonej atmosferze. 


Poniżej , z fotoreporterską precyzją, niczym dziennikarz Bravo Girl ;)  prezentuję foto-story z budowy:


Fototapeta do salonu, nad sofę. Składa się z trzech brytów , które musimy przed położeniem dociąć ( zapas w drukarni został zastosowany po to, by krawędzie w rolce nie poniszczyły się). Przedstawia ona głębię minimalistycznego korytarza, da odczucie przestrzeni. Rozwinęliśmy ją na poddaszu, bo tylko tu mieliśmy pewność, że nie przeleci po niej zabłocony pies, który póki co, nie nauczył się chodzić po drabinie :) Tapetę musieliśmy wymierzyć, by ustalić, w którym miejscu mają być wystawione kable elektryczne do kinkietów ( na foto ich korpusy bez szkła leżą na tapecie), które chcę zawiesić tak, by sprawiały wrażenie powieszonych na tych obrazkowych kolumnach. Teraz wystarczy przeciągnąć kable w odpowiednie punkty na ścianie i voila! - nakleimy tapetę i zamontujemy lampy. Jakie to szczęście, że moja przezorność kazała mi zamówić oświetlenie i plakaty zawczasu, teraz wszystko jest pod ręką i można dopiąć na ostatni guzik.. :) 


DSC_7600.JPG


 Zimowa "elewacja" ;) czyli zabezpieczenie ścian garażu przed notorycznym zalewaniem deszczem. Plandeka o tych wymiarach działa jak żagiel , szczególnie w ostatnich dniach, gdy wiatr na Pomorzu przekracza 100 km/h. Przepraszamy sąsiadów, jeśli irytujący szelest płachty nie daje im zasnąć...


DSC_7724.JPG


Obudowa kominka. Sam piec ze smoliście czarnego stał się biały...Już się boję ile energii strawię , by to wszystko doszorować. To dopiero będą WIOSENNE PORZĄDKI! Odpracuję te wszystkie lata lenistwa, gdy jako jedyna gospodyni w bloku miałam lekko nieprzejrzyste okna na Wielkanoc.. ;) Teraz nie będzie opierdzielania, będzie niezłe zapierdzielanie ;) Ufff.


DSC_7640.JPG


 Widok na ścianę komina od strony hallu ( wejście do salonu) :


DSC_7688.JPG


 Dopieszczanie krawędzi ramp odbywa się przy pomocy bezlitosnego światła halogenu:


DSC_7733.JPG


Gotowe sufity korytarza:


DSC_7641.JPG


Pokój Dzieciny. Pierwsza Dama i pierwsze pomieszczenie przygotowywane do wykończenia. Pomalowane na biało "na pierwszy raz" czyli jako podłoże pod farby kolorowe. Obsadziliśmy parapety, a w przyszłym tygodniu położymy panele. Bardzo się cieszę, bo wbrew Mężowskiej woli , który na wszystko mówi "powoli, jeszcze czas" , zamówiłam dwa komplety mebli do pokoi dzieci- gdy położymy podłogi będzie można złożyć paczki.


DSC_7672.JPG


Niewykończony fragment pokoju to wnęka przy kominie, który przecina go w drodze na dach. Obok komina Szanowny zamontował ustrojstwo pt. rura DGP, całość zostanie obudowana płytami g-k  "na równo" z bloczkami systemowymi. Przy okazji powstał mały problem, a mianowicie płaski kanał, który leży na podłodze, nagrzewa się w znacznym stopniu i Mąż obawia się kłaść nań piankę i panele, z powodu możliwości nadpalenia (!) , co powoduje pewne komplikacje... Szanowny Mąż zaproponował mi, że ten fragment wokół komina wyłożymy terakotą, tworząc coś w rodzaju fartucha wokół ściany komina. Czyli inaczej mówiąc- opaskę techniczną. Nie byłam zachwycona pomysłem psucia ciągłości ślicznych paneli kaflami... Ale wpadłam na pomysł, że skoro musi  być tam imitacja kominkowego fartucha, to dlaczego nie mamy zrobić... imitacji kominka! Początkowo pomyślałam o zamówieniu tapety ze zdjęciem paleniska z drewnem. Jednak kolejne przeszukiwanie Allegro dało mi rozwiązanie: kominek elektryczny! Namierzyłam sprzedawcę 10 km od miasta i już mamy takie cudo w domu :) Wygląda jak prawdziwy piecyk, płomienie drgają i przeskakują bardzo wiarygodnie, wnętrze wyłożone jest prawdziwym węglem, który podświetlony żaróweczką wygląda jak rozżażony ;) Tryb samego podświetlenia ma zużywać tyle, co żarówka. Dodatkowo kominek ten wyposażony jest w dwa tryby ciepłego nawiewu- bieg niski i bieg turbo. Pracuje toto jak typowa farelka, nadmuchując do wnętrza masę ciepłego powietrza. Ale prądu wówczas zjada sporo, jak to farelka... Obecnie testujemy ten sprzęt w mieszkanku. Można mieć palący się kominek w bloku z wielkiej płyty? Można! ;)


DSC_7654.JPG


Kominek elektryczny model "Liverpool". 150 zł a tyle radości!  


DSC_7738.JPG

 
 
tytuł: Czarna strona fizjologii i azjatycka ekspansja
10.02.2011, 16:56
 

Jesteśmy właściwie na ostatniej prostej do
zamieszkania, przynajmniej takie mamy wrażenie. Brakuje nam okładzin ścian,
podłóg i malowania. Tymczasem pioruńska wilgoć nie chce odpuścić, cały dom jest
jedną wielką puszką wody.. Sama już nie wiem, czy nie zrobiona na czas, na
jesieni, elewacja, jest naszym zbawieniem, czy utrapieniem. Z jednej strony nie
„zakisiliśmy” domu zamykając go styropianem przed wykonaniem wewnętrznych
tynków i posadzek , co pozwoliło
budynkowi oddychać. Równocześnie zacinające w ostatnich dniach poziome deszcze,
moczą wszystko, co już zdążyło wyschnąć… Brak parapetów daje się wyraźnie we
znaki, właśnie w granicach ram okiennych występują największe mokre plamy.
Szanowny Mąż ratuje się jak może, przywiózł na weekend dwa osuszacze, z których
regularnie wylewaliśmy pełne wiadra skroplonej wody. Bardzo nas to zachwycało,
do momentu otrzymania faktury za użyczenie owych cudownych maszyn- kilka dni
ich pracy kosztowało nas 400 zł.. nie licząc zużytego prądu. No comment.


Nie bacząc na przeciwności losu, zwieźliśmy na budowę
wszelkie zamówione uprzednio płytki ceramiczne. Z duszą na ramieniu wstawiliśmy
też paczki paneli przeznaczonych na ślepy pułap, mam nadzieję, że się nie
wypaczą. Podłóg do sypialni na razie nie kupujemy, poczekamy na „suszę” ;)


Dolna sypialnia służy jako magazyn sprzętów niezbędnych. Grzejniki, kafelki, panele... wszystko czeka na swój czas. 


DSC_7690.JPG


Dziś Pan Glazurnik, mistrz nad mistrzami, zainicjował układanie
płytek w górnej łazience. Zafundowałam mu niezły tor przeszkód mieszając kafle
różnych producentów , o różnej grubości.. Zobaczymy, jak z tego wybrnie, i jaki
będzie efekt końcowy. Choć z początku byłam podekscytowana , zaczynam powoli obawiać
się realizacji mojej szalonej koncepcji… :)


Zaczątek ściany kolankowej, z przyłączem do pralki. Płytka to Brillance Deep Grey z Casto, cena ok. 40zł /m2. Jaka cena, taka jakość... Podobno glazura jest włoska, ale bardzo krzywa, miejscami niedoglazurowana... Majster narzeka i musi przebierać w sztukach kafli, odkładając te najbardziej felerne. Jakie to szczęście, że w Casto można bez problemu oddać całą nadwyżkę, choćby zostały nam dwie płytki. To jest niewątpliwy plus tego marketu.


Jeśli chodzi o efekt wizualny, jestem zadowolona. Model ten wygląda ładnie, jest lekko lustrzany. Wypatrzyłam te płytki w katalogu Łazienki 2010 i bardzo wpadły mi w oko. W sklepie, gdy pakowaliśmy kartony na wózek, byłam przerażona, że są takie ... nieładne, ale robiłam dobrą minę do złej gry i nie dałam po sobie poznać, że się waham ( wszystko co powiesz Żono, zostanie wykorzystane przeciwko Tobie- podstawowe prawo wieloletniego związku) . Po ułożeniu na ścianie ponownie zakochałam się w tym wzorze. Jest cool. W pudełku płytka wydaje się nieciekawa, wręcz brzydka, ale po przyklejeniu odwdzięcza się urodą za okazane zaufanie.


DSC_7664.JPG


 Ściana kabino-wanny. Jedna płytka została wyjęta, zastąpimy ją zamówionym na wymiar lustrem. Jest to wymóg Szanownego, który uwielbia golić się pod prysznicem :)) Ciekawe tylko dlaczego nie polecił Glazurnikowi wyjęcia jeszcze jednej płytki na lustro, tej na wysokości powyżej kolan...? ;) Ech, albo jako Szef nie chciał się zdemaskować przed Pracownikiem, albo TE zabiegi fryzjerskie wykonuje bez lustra... ;)   Wnętrza półek zleciłam wyłożyć czarną wysokopołyskliwą glazurą z Tubądzina. Ma być to nawiązanie do czarnej ceramiki sanitarnej ( o której za chwilę) . To właśnie artysta miał na myśli ;) 


DSC_7667.JPG



Pojechaliśmy też do Casto przyjrzeć się
miskom wc i bidetom. Wymyśliłam sobie, że chciałabym mieć czarny bidet… Uparłam
się jak stary osioł i nie dałam sobie wyperswadować tego konceptu. W związku z tym,
że w zamyśle górna łazienka ma być połączeniem szarości, bieli i czerni, uznałam, że do owej czarnej miski
zupełnie usprawiedliwionym będzie biały wc… Takie wiejskie Ying i Yang ;) Moje wybujałe wyobrażenia ostudził kategoryczny
sprzeciw Męża i ograniczona oferta ceramiki sanitarnej. Otóż nie można zakupić
czarnego bidetu i białego wc z tej samej linii wzorniczej… A sprzęty o innym
kształcie , głębokości i wysokości zestawione obok siebie wyglądają jak z
łapanki- to ( słuszny) argument Szanownego … Skoro więc zaparłam się w kierunku
czarnego bidetu, pozostał czarny wc do kompletu. Nie byłam zachwycona. Mąż-
bardzo. Czarny błyszczący bolid w łazience. Mmmmm. Marzenie każdego Mężczyzny
;) Stanęliśmy więc w martwym punkcie.
Jednak gdy Sprzedawca po sprawdzeniu stanów magazynowych poinformował nas, że
bidety zapakowane w karton dostępne są bez problemu, natomiast kibelek został jeden- bez
pudełka -ekspozycyjny i … jest lekko porysowany na klapie, przez co Kierownik
Działu ( by pozbyć się feleru) oferuje nam rewelacyjną 50% obniżkę ceny (!)- zaświeciły nam się oczy, wąż w kieszeni zasyczał z
rozkoszy i podjęliśmy błyskawiczną decyzję- łykamy! Takie są małżeństwa po
kilku latach… Motylki w brzuchu i pełną czułości wymianę spojrzeń zastępują szybkie porozumiewawcze
gesty „starych wyjadaczy” z brzękiem monet w tle. A wszystko dla dobra
wspólnego gospodarstwa domowego i ku chwale potomstwa!


Ryski na desce są niemal niewidoczne i podobno uda się je bez
problemu usunąć za pomocą magicznej pasty polerskiej , będącej na wyposażeniu
domowej skrzynki narzędziowej. A cena
290 zł za podwieszaną miskę zamiast 600.. cóż, chytrze uznaliśmy, że gra jest
warta świeczki. I tak oto staliśmy się posiadaczami kompletu podwieszanych
czarnych urządzeń sanitarnych. Nie wiem jak się będzie je użytkowało i myło,
czy po miesiącu nie będę klęła na plamy na błyszczącej czarnej powierzchni, ale
, jak stwierdził mój Pan Mąż-Wykonawca: „przecież to nie do końca życia, jak
nas będzie wkurzać, to wymienimy sobie z czasem na białe”. Amen.


Nasz "łup". Z powodu braku kartonu miska wc zmieniła już kolor na "pylisty".  


DSC_7696.JPG


Przy okazji tego zakupu wprawiliśmy pracownika sklepu w niezły humor na
cały dzień, kiedy , chcąc nie chcąc, stał się świadkiem naszych rodzinnych
sporów na temat słuszności montażu czarnej ceramiki w świetle oceny
prozdrowotnej efektów wypróżniania… :)) Musieliśmy brzmieć bardzo zabawnie, dyskutując
tak w marketowej alejce, aż pracownik
poczuł się na tyle poufale, iż zwierzył
nam się ze swoich doświadczeń w obserwacji zabarwienia moczu na kacu..
Człowiekiem jestem i nic co ludzkie nie jest mi obce! – mówił Terencjusz.
„Mamusię oszukasz, tatę oszukasz, ale życia nie oszukasz”- to motto Króla
Sedesów ( „Chłopaki nie płaczą” reż. O. Lubaszenko). I tego będziemy się
trzymać.


Tak więc niezaprzeczalnie i nieodwracalnie jesteśmy na
etapie przygotowywania łazienek. Mąż szuka teraz intensywnie kompletnego
systemu przydomowej oczyszczalni ścieków. Po nastaniu przedwiośnia ( podobno
tylko chwilowego) ziemia odmarzła, co daje się wyraźnie we znaki naszym butom
tonącym w bagnie przed domem. Jednak głębsze warstwy są jeszcze zbyt twarde by
wziąć się za zakopywanie baniaka.. Poza tym Szanowny obawia się o koparkę,
która po prostu zapadnie się w tej wszechogarniającej brei… Z której strony by nie podejść, musimy
czekać.. na suszę… Cóż za wstrętny czas na budowanie!



Wybrałam się ostatnio do delikatesów, jakie nie tak dawno
powstały w okolicy. Właściwie nie robiliśmy tam zakupów, bo delikatesy, jak to
delikatesy, charakteryzują się produktowymi delicjami i cenami dla „delikatnych”
podniebień , ale już nie dla „delikatnych kieszeni” budującego dom Polaka.
Pojechałam tam jednak w poszukiwaniu jakiegoś ekskluzywnego produktu
kulinarnego, którego nie można dostać w innym sklepie w małym mieście. Jakież
było moje zdziwienie, gdy zamiast estetycznego sklepu zobaczyłam puste wnętrze
w samym środku remontu, a z witryny zniknęło bezpowrotnie logo sieci
spożywczej, zastąpione ogromną planszą nowego najemcy lokalu… Napis na
świeżutkim szyldzie głosi: CHIŃSKI
SUPERMARKET. Jest to kolejny taki punkt w naszym mieście. Zdębiałam. Nie miałam
pojęcia, że w naszej 100 – tysięcznej metropolii ;) jest aż tak źle z
portfelami mieszkańców. Tak, że przybytki z Dalekiego Wschodu rozmnażają się
przez zatrważające pączkowanie. Gdzie popyt, tam i podaż. Lecz gdy miejsce luksusowego
marketu zajmuje asortyment, który
powinien mieć swoją niszę na bazarze, sprawa robi się poważna. Targowisko targowiskiem, ale regularny wielko
powierzchniowy sklep w dobrej dzielnicy..? I tych biznesmenów na to stać? Byłabym
nieuczciwa twierdząc, że nigdy nie kupiłam niczego „u Chińczyka”. Nie mam
również żadnych narodowościowych uprzedzeń. Jednak ciągłe doniesienia o jakości
tych wyrobów mocno ostudziły mój zapał do „oszczędzania” u chińskich przyjaciół.
Niedawno zadzwoniła do mnie Mama i z prędkością karabinu maszynowego
opowiedziała mi o oglądanym na Discovery dokumencie pt. Toksyczna bluzeczka.
Film pokazywał jak groźnie dla zdrowia są sprowadzane masowo azjatyckie wyroby,
jak celnicy zmuszeni do kontrolowania przybyłych do portów kontenerów po latach
pracy chorują masowo na raka, jakimi to wymyślnymi, kancerogennymi substancjami
nasączane są tytułowe „toksyczne bluzeczki”, by dotarły do Europy przez morza i
oceany w niezmienionym stanie i konsystencji, by nie uległy zawilgoceniu,
zagrzybieniu etc. Film pokazuje chore dzieci, cierpiących na niepłodność
młodych ludzi. Przyczyn tych problemów autorzy dokumentu dopatrują się w tych
„konserwantach”. Są to więc produkty na wskroś szkodliwe, parujące na naszej
skórze truciznami, jakimi je zabezpieczono…


Zadaję sobie pytanie, czy wszystko co nas otacza jest w ten sposób szkodliwie.
Właściwie wszystko we współczesnym świecie nosi bezpośrednią lub utajoną metkę
„made in China”. Nie omija to również materiałów do budowy... Czy kupiona w popularnym markecie budowlanym
glazura w „okazyjnej cenie”, atrakcyjnie ładna i nieporównywanie tańsza od rodzimego
Opoczna czy Tubądzina, również ma na sobie znamię chińskich fabryk? Czy latami
oddaje nam do mieszkań opary użytych do produkcji ich politury barwników? Czy
nieświadomie wywołuję poważne kłopoty zdrowotne mojego dziecka, pozwalając by
te „okazje” zdobiły mój dom?...

 
 
tytuł: Schizofrenia w czystej formie
26.02.2011, 12:59
 

Jeszcze nie zdążyłam się
wprowadzić a już mam dosyć swojego
dzieła… Gdybym nie znała swojego ciała, pomyślałabym , że jestem w ciąży i ,
niczym brzemienna kobieta, mam chętki, raz na kwaśne ogórki, raz na ciastka z kremem.
Odczuwam bowiem nieopisany chaos wewnętrzny związany z wykończeniem domu.
Proces tworzenia wnętrz jest tak czasochłonny, że.. już mi się „opatrzyło” to, co powstało w międzyczasie.
Teraz (!) zrobiłabym łazienki inaczej, znów szukam kolejnych pomysłów na ściany… Uff, życie z moim umysłem
jest ciężkie. W tym tempie będę robiła
remont domu co pół roku ;)


Trudno jednak pogodzić nowoczesność i chłodny
minimalizm z ciepłym i domowym stylem rustykalnym… Sądziłam, że jestem fetniarą
i takie rzeczy to dla mnie bułka z
masłem. A jednak… Szanowny Mąż narzucił mi pewien tok myślenia i chyba nie do
końca wybrnęłam z niego obronną ręką. Podoba mi się to, co stworzyłam, ale… Patrzę
na nasze nowe łazienki, na planowane meble i kolory i coraz mniej widzę w nich
miejsca dla mojego wymarzonego trendu shabby…
Z początku wydawało mi się, że wszystko mam pod kontrolą, że z łatwością
udźwignę temat, ale powoli zaczynam nie ogarniać chałupy jako całości. Wydaje
mi się, że cały zamysł rozłazi mi się w rękach.. Szanowny łypie na mnie z byka
i nawet nie chce słuchać o moich rozterkach. Hmmm. Rozumiem to. Konkretny męski
umysł, któremu obce są babskie histerie. Niepojęte, jak można mieć wątpliwości,
gdy jeszcze nie wysechł klej pod kaflami, a glazurnik nawet nie wyjął
krzyżyków?.. Siedzę na emocjonalnej huśtawce, sama nie wiem czego chcę. Białych
glazurowanych ścian, drewnopodobnej
terakoty i wiklinowych koszyczków w stylu rustik, czy zimnego modernizmu.. W ostatnich dniach toczę ze sobą wewnętrzną
kłótnię. Jedna strona duszy krzyczy, że chciałaby ciepło i wiejsko, jasno i
przestronnie, bez nadęcia i bezpretensjonalnie. Druga , praktyczna strona
tłumaczy sobie, że mniej znaczy więcej, że wnętrza w stylu rustykalnym bez
bibelotów sprawiają wrażenie niedokończonych, a my, po latach życia w
zagraconym przeze mnie mieszkaniu ( wybacz, Kochanie), chcemy w końcu odetchnąć
i zamieszkać w surowym , nieprzeładowanym domu. I tylko proste formy o
zdecydowanych bryłach i barwach dają mocne wrażenie i nie potrzebują zbędnych „upiększaczy” w postaci tzw.
kurzołapek. Jedno jest pewne. Marzenia
ewoluują mi w głowie z prędkością światła więc zawsze będę miała do czego dążyć. Ech, jednak prawdą jest, że pierwszy dom
buduje się dla wroga !


Postęp prac jest piorunująco-
ślimaczący. Już tłumaczę ten nielogiczny związek frazeologiczny. Z jednej
strony jesteśmy gotowi na malowanie, jednak wszelkie poprawki i szlifowania
każdego centymetra kwadratowego przyprawiają mnie o mdłości. Mam wrażenie, że z
dnia na dzień nic na budowie się nie zmienia. Mąż wzdycha , że jestem typowym
Inwestorem- laikiem, który zawsze na tym etapie tak marudzi, nie rozumiejąc
żmudności tego fragmentu prac. Cóż, jeśli on widzi, że jego ludzie nie obijają się
po kątach i „wyrabiają dniówkę”, to
chyba wie, co mówi.


Górna łazienka jest niemal
gotowa. Zagruntowana podłoga czeka na gres. Fugi zostały pieczołowicie dobrane
do koloru płytek i przyjadą do nas kurierem we wtorek. Do tego czasu powinniśmy
wyszlifować skosy i pomalować je na biało. Strasznie się namęczył Pan Pracownik
z tą glazurą. Narożnik narożnikiem narożnik poganiał. Wszystko do szlifowania
pod kątem, żeby uniknąć plastikowych listew. W związku z tym, że profesjonalna
piła do cięcia wodnego jest na drugiej budowie, u szanowanego Pana Doktora,
gdzie trzeba robić piknie i sprawnie, u nas odbywało się paskudne cięcie ręczne
, mocno pylące. W efekcie całe pomieszczenie pokryło się grubą warstwą
ceramicznego kurzu , a płytki z biało-srebrnych stały się ceglaste.


widok od drzwi, z lewej strony postument na dwie umywalki: 


DSC_7854.JPG


 ścianka wc ( czarna płytka tylko chwilowo jest biała.. właściwie to Pan Prezes miał rację : nic nas nie przekona, że czarne jest czarne, a białe jest białe ;) Niech świadczy o tym nasza zakurzona łazienka! )


DSC_7862.JPG


 zoom na mozaikę i zestawienie płytek; w górnej łazience stawiamy na kwadrat- powtórzenie motywu kostki mozaiki i luksferów. aktualnie szukam kwadratowych opraw na sufit, zamówiliśmy już kwadratowe umywalki i "kwadratowe" baterie:DSC_7792.JPG kącik wanny : 



DSC_7859.JPG


przestrzeń z drugiej strony ścianki z luksferami ( od strony okna na taras) to zaciszne miejsce , gdzie już wkrótce powieszę majtasy i inne kolorowe szmatki do suszenia. zakryte czarną ścianką nie będą psuły łazienkowej ascezy swoją różnobarwnością. Precz z gaciami w salonie!


DSC_7843.JPG


Uważni Czytelnicy zwrócili
zapewne uwagę, że słupek luksferów zmienił swoje zabarwienie. I nie jest to
bynajmniej wspomniany pył z docinek. Po prostu daliśmy przysłowiowego ciała,
tudzież zabrakło nam wyobraźni przy spontanicznym zakupie romantycznego błękitu
i , gdy ściany łazienki nabrały swej finalnej formy, lazur ten mocno ubódł w
oczy… Cóż, nie myli się ten, który nic nie robi. Nastąpiła więc szybka wymiana szklanych oczek
i teraz wszystko ma ręce i nogi. Całość aranżacji dopełniły srebrzyste listwy okalające pomarańczowe okienka- jest bardzo estetycznie i drapieżnie ;) 


Zamówiliśmy wannę do umieszczenia w kąciku z półkami.
Oczywiście nie jest to wanna, którą planowałam, a jakże! Tej, którą wyszukałam
w sieci nie udałoby się nam wstawić z powodu skosu poddasza... Taki ze mnie
sprytny aranżator wnętrz, że nie przewidziałam, iż parawan nawannowy powinien mieć odpowiednio
dużo miejsca, żeby mógł się swobodnie otwierać i zamykać. Jakie to szczęście ,
że przebłysk geniuszu dotknął mnie zanim kliknęłam „kup teraz” i zapłaciłam za
przesyłkę.. ;)


Westchnęłam więc ciężko i
rzuciliśmy się w wir poszukiwań nowej wanny. Przeszukaliśmy wszelkie możliwe
sklepy i jak zwykle skończyliśmy w Castoramie. Nasz wybór padł na wielgachną
wannę Demeter z castoramowej linii Form. Tejże samej, z której pochodzą nasze
czarne utensylia kibelkowo-bidetowe. Form to linia produktów stworzona dla
sieci Casto. Przystępna cena, atrakcyjne wzornictwo. I co ciekawie, nie robi
się jej w Chinach… Wanna Demeter urzekła
nas obydwoje w jednej chwili. Mnie, bowiem wyobraziłam sobie gromadkę dzieci
rozkosznie pluskającą się w tej nieskrępowanej akrylowej przestrzeni , w dobrze
oświetlonej łazience. Szanowny miał na twarzy wymalowany zgoła odmienny obrazek
podczas podejmowania decyzji w sklepie i
ta myśl skłoniła go do zakupu. Tajemniczy uśmieszek miał swój podtekst.
Zdradził mi go wieczorem , szepcąc do ucha. Oglądając ekspozycyjną wannę wyobraził sobie łazienkę w
półmroku, doświetloną jedynie lampką zza ścianki błyszczących luksferów i kilkoma świecami, i
nas obydwoje w tej dwuosobowej misce pełnej parującej wody… Mmmmmm. Jakie to
łechczące dla żony, że Mąż ma
niegrzeczne myśli ( podobno o niej…!) w
biały dzień, na środku marketu
budowlanego ; ) Tyle, że z takich łazienkowych seansów po zmroku można rzeczywiście doczekać się owej
pluskającej roześmianej gromadki… ;) Ech, co nam tam! Ponoć dzieci to najlepsza
inwestycja na starość.


A propos dzieci. Pokoje tychże są
już wyłożone panelami podłogowymi. Tu nie nastąpiła żadna volta-od początku planowałam
jaśniutki „dąb wiejski” i taki też
został przez nas zakupiony. Prezentuje się świetnie, zgodnie z oczekiwaniem.
Jakie to miłe, że żyjemy w czasach, kiedy można kupić podłogę, która wygląda
już na starcie jak poważnie powycierana deska. Przecież na taki efekt trzeba by
popracować jakieś 50 lat! ;)


gotowa podłoga czeka na paczki z mebelkami. na ścianie kolankowej będzie tapeta w pionowe pasy, powinna podnieść skos wizualnie. grzejnik zamontowany.DSC_7864.JPG


zabudowana ściana komina z rurą dgp. jednak nie trzeba było wykładać podłogi na kanale cieplnym gresem, pianka pod panelami doskonale izoluje, przeprowadzaliśmy dwudniową próbę termiczną... pomysł z kominkiem upadł... i znów jestem raptusem :( 


DSC_7865.JPG



Dolna łazienka. Pupilek
Szanownego Męża. Bardzo mu się podoba, bo jest prosta i jasna. Metalizowana
kostka mozaiki jest jej wielką ozdobą, gdyż obok niezwyklej barwy, posiada
bardzo ciekawą przestrzenną formę. W szary pas nad umywalką mam zamiar
wpasować gotową szafkę z lustrem, jej
wysokość jest dokładnie taka, jak szary „fartuch” z płytek. Vis a vis umywalki
zamówimy szafę z drzwiami suwanymi. Planuję wstęgi drzwiowe białe o wysokim
połysku, natomiast w linii szarego pasa glazury chcę na szafie umieścić poziome
lustra, tak by „zamykały” fartuch wokół łazienki. Zabieg ten powinien
powiększyć optycznie ten czterometrowy pokoik kąpielowy. Podłoga tu jest już ułożona. Dziś odebraliśmy
kabinę i brodzik. Niedługo fugowanie i bardzo przyjemny montaż akcesoriów. To
już tak blisko!


zastosowane płytki ściana/podłoga: Opoczno- seria Organza ( szara i biała)  , Paradyż-seria Sensual ( pomarańczowa płytka to Sensual Coral) , mozaika: Tubądzin- Domino linia Marbel.


DSC_7837.JPG


Strych doczekał się schodów
składanych. Producent : Oman. Całkiem solidne i wygodne. Składają się łatwo.
Najważniejsze, że pozbyliśmy się w końcu drabiny-zawalidrogi. Teraz klapa
obsadzona jest w suficie, a gdy zachodzi konieczność , można sobie schody
opuścić.


DSC_7869.JPG


Mąż zakończył już pracę nad swoim
„dzieckiem”- systemem DGP. Oficjalne „odpalenie” nastąpiło tydzień temu.
Wszystko działa bez zarzutu. Na poddaszu jest bardzo ciepło, właściwie znacznie
cieplej niż na dole, choć tu jest bliżej do kominka. Umieszczone w suficie
każdego górnego pomieszczenia anemostaty regulują dopływ ciepłego powietrza. Zastanawiam
się po co nam właściwie grzejniki w sypialniach skoro dystrybucja z kominka
daje radę i wydaje się, że w zupełności wystarcza. Już się cieszę na myśl o praniu błyskawicznie
schnącym pod takim nawiewem . To zupełnie inna jakość życia niż tu, w bloku,
gdzie balkon jest tak mały , że standardową suszarkę stojącą muszę umieszczać z
pewną dozą sprytu i siły, by zechciała się zmieścić.. A w Bażancie- luksus w
pełni. Ciepły nawiew w łazience, taras nad garażem, cały tylko dla mnie i nawet
kilku wsadów do bębna na raz ! Jeszcze tylko chwila cierpliwości… i zmienię się w zawodową szaloną praczkę!


Właściwie dziwnie się czuję,
prezentując niedokończone wnętrza. Co innego przy stanie surowym , co innego
podczas wykończeniówki. Jakoś mi tak nie do końca leży pokazywanie tego , co
zrobione w połowie… To tak , jakby otwierać drzwi narzeczonemu z jednym
umalowanym okiem… jeśli wiecie, co mam na myśli ;)


P.S. czując nieprzyjemny zapaszek
w samochodzie pytam Dzieciny -„puściłaś bąka?”. Na to dostaję odpowiedź: Nie,
to nie ja. Moje bąki mają angielski akcent…!  
Podobno usłyszała to w jakiejś bajce na Cartoon Network.  Hmm, chyba muszę baczniej przyglądać się
treściom, które kształtują jej gąbeczkę w główce…





 
 
tytuł: ciepło, cieplej, ..Bażant
04.03.2011, 13:06
 

Wczorajszy dzień zapisze się złotymi zgłoskami na kartach naszego dziennika budowy. Nastąpił bowiem długo oczekiwany start pieca w kotłowni. Dziś już wiem, dlaczego całe to ustrojstwo kosztowało taką masę złotówek. Kiedy zaświecił się elektroniczny panel, a piec pobrał pierwszą dozę pokarmu ;) w postaci brunatnego pelletu, aż wzdrygnęłam się na dźwięk dozowania opalu przez ślimak. Niedługo później dowiedziałam się od Męża, że to najpiękniejsza muzyka dla jego uszu  i chrupotu pelletu we własnym piecu nie da się z niczym innym porównać. Hmmm. Gdy cała ta aparatura poszła w ruch pod czujnym okiem Pana Hydraulika- autora tejże instalacji, i gdy we wszystkie rurki, wężyki i kolanka tchnęło życiem , ciepła woda niczym gorąca krew jęła krążyć w całym układzie. Za moment grzejniki w domu stały się cieplutkie!Na bazie wczorajszych doświadczeń składam więc oficjalny hołd Mężczyznom. Sama bym tego nie wymyśliła :)


Piec działa więc bez zarzutu. Szanowny pęka z dumy i z radości, jakby właśnie kupił sobie Ferrari. Cieszy się , że piec jest w pełni automatyczny i  nie będzie musiał biegać do kotłowni codziennie  o 5 rano, żeby dorzucić opału, jak to się dzieje przy popularnych "śmieciuchach". Dodatkowo bardzo "na plus" zaskoczył nas serwis Heiztechnik'a. Od instalatorów dowiedzieliśmy się, że przy zakupie pieca popularnych producentów, musimy się liczyć z dodatkowym wydatkiem rzędu 300-500 zł za przyjazd Serwisanta do pierwszego uruchomienia. Natomiast w Heiztechnik'u odbywa się to telefonicznie na zasadzie "gorącej linii" z pracownikiem serwisu. Mąż wisiał na słuchawce kilkukrotnie i każda jego wątpliwość została wyjaśniona konkretnie, z cierpliwością i wyczerpująco. Tak trzymać! 


Dziś skoro świt  temperatura w domu wynosiła 16 st. C przy dwóch odkręconych kaloryferach, tych w dolnej sypialni i w gabinecie. Są to pomieszczenia najbardziej niedosuszone, nie nadające się do "obróbki". Uruchomienie pieca pomoże nam błyskawicznie wysuszyć te pokoje.


Tymczasem prace koncentrują się na poddaszu. Takie mamy założenie, żeby schodzić z góry na dół. Gdy zamkniemy już wykończeniówkę w strefie sypialni,  będziemy mogli powoli kręcić meble i..rozważać przeprowadzkę :)


W nadchodzący wtorek ma przyjechać stolarz ze schodami. Już za kilka dni przemieszczanie się na górę będzie czystą przyjemnością. Najbardziej ucieszy się pies, który dotychczas stał cierpliwie pod drabiną, zadzierając mądrą główkę w poszukiwaniu buszującej po poddaszu pańci .


Góra jest więc wymalowana, w pokojach dzieci położyliśmy panele. W dużej łazience szlifujemy sufit pod malowanie. Przyjechały fugi i niedługo zostaną rozprowadzone. Wszystko nabiera rumieńców w ogromnym tempie i już jest domem, a nie tylko go przypomina.


W dolnej łazience wszystko jest już zrobione, zafugowane, wymalowane. Wystarczy wstawić brodzik, kabinę, powiesić wc i umywalkę z baterią. Phii, bułka z masłem ;) Tyle tylko, że wciąż nie ma oczyszczalni...


Żeby jednak nie wszystko szło jak z płatka, przy okazji planowanego rychło montażu schodów, pojawiły się ... 'schody'. Spiżarkę zaplanowałam bowiem wymurować z cegły Rustika, tej samej, która zdobi kuchnę. Do tego celu powstał nawet fundament na klatce schodowej. Tyle tylko, że aby Pan Stolarz mógł zmontować schody, potrzebna jest gotowa posadzka , w naszym przypadku- z gresów. Tylko jak ułożyć gresy pod schody, gdy do końca nie wiemy, gdzie będzie stała ścianka spiżarki? Mieliśmy ją wymurować po skończonym montażu schodów, żeby się do nich "wpasować". Tak więc  do którego momentu ułożyć gres? Stanęło na tym, że płyty gresowe układamy na całości klatki schodowej, zakrywając fundament, a klinkier wymurujemy na gresie. Nie będzie tego dużo, a gres jest twardy. Aż się boję, jak to wszystko wyjdzie, czy uda nam się z tego "schodowego wpasowywania się " wybrnąć obronną ręką.


Gresy są też ułożone na połowie powierzchni parteru. Zgodnie z moim założeniem jest to posadzka jednolita w strefie dziennej , czyli obejmuje hall wejściowy aż po schody, salon, kuchnię i mały hall w "strefie ciszy" ( przedsionek przy dolnej łazience) . Mocno połyskująca, jasna posadzka powinna optycznie powiększyć przestrzeń. Wybrany przez nas gres ma ładny ciepły odcień i pięknie ogrzewa chłodne szarości ścian. Roboczo nazwałam uzyskany efekt "mgłą na plaży", gdyż gres jest jasno piaskowy, a zastosowana farba to "zima mglista" z Nobiles'a, lateksowa farba z linii "Pory roku".  Nota bene, to świetna farba. I nie mówię tu o odcieniu, bo każdy ma swój gust, mnie akurat te srebrzyste tony odpowiadają bardzo, natomiast farba jest świetna jako produkt- doskonale kryje już po jednym malowaniu, malowanie na dwie tury nie pozostawia żadnych widocznych pasów, mazów i łączeń. Panowie Budowlani bardzo chwalą tę farbę, twierdząc, że pracuje się na niej lepiej niż na Tikkurilli z mieszalnika.


Nadchodzący weekend mamy zamiar poświęcić na złożenie mebelków w pokojach Dzieci. Jest tego sporo i bardzo przeszkadzają stojąc w paczkach w salonie. Dziś chłopaki mieli wrzucić wszystkie kartony na poddasze, a jako że  na górze już się nie kurzy, można swobodnie montować. Szanowny stwierdził bowiem, że musi to zrobić planowo, dzień po dniu, bo jeśli wszystko zostawi sobie na raz ( szafy garderobiane, ogromną kuchnię, łóżka etc) to odpadną mu ręce. Słuszna uwaga! A tak, powolutku i do brzegu. 






 
 
tytuł: DOM
08.03.2011, 09:30
 

Nie mogłam się zdyscyplinować i  zabrać za galerię zdjęć. Dodawanie ich, zmniejszanie, wyszukiwanie jest tak męczące... Budowa wysysa z nas ostatnie soki. Każdego dnia wydajemy średnią krajową ( albo i więcej)  na różnego rodzaju elementy wykończeniowe. Śmiać mi się chce z siebie sprzed kilku miesięcy, tak pieczołowicie dobierającą każdą "pierdołę" w dokładnym odcieniu, ton w ton :) Dziś jest już mi 'wsio rawno', byle tylko zamieszkać! Aż żal ściska serce, gdy po dniu spędzonym w Bażancie musimy wracać na nasze dotychczasowe 37 metrów w bloku. To nawet nie jest bażanci salon z kuchnią ! Nie wspominając o reszcie powierzchni domu. Kurczę, mam wielką nadzieję, że wygrzebiemy się z przeprowadzką do Wielkiej Nocy.


Tymczasem robimy wszystko , co się da, a nawet na wyrost, co nie umyka uwadze i wzbudza pomruki niezadowolenia Panów Budowlanych, którzy zmuszeni są bardziej uważać . Zgodnie z planem złożyliśmy dwa zestawy mebli w pokojach Dzieci. Wybrałam identyczne meble, ustawione na ścianie dzielącej oba pokoje, jeden w odcieniu pistacji, drugi- pomarańczowy. Córka wybrała sobie pokój od strony frontu domu ( czyli ten dalej od schodów) , a jako że jeszcze nie wyrosła z różowości , postawiłyśmy na odważny aranż w stylu jej ukochanego Bollywood :) Właściwie oba pokoje są gotowe do zamieszkania, zostały drobne poprawki. Łóżek nie zdecydowaliśmy się składać, zostały póki co w paczkach. Troszkę jednak jest jeszcze tego kurzu z gipsu.. 


W pokoju córki planuję...przemalować tapetę. Kupiłam dwie rolki w podobnym wzorze, jedną w czerwieni ( do pokoju malinowego), drugą w odcieniu fioletu ( do jagodowego). I właśnie ten fioletowy nie do końca mi 'leży", stąd decyzja, że w najbliższą sobotę, gdy klej pod tapetą stężeje, okleję pionowe pasy żółtą papierową taśmą, i to co jest dziś fiołkowe, zamienię na piękny nasycony granat. Jest to związane z moją koncepcją kolorystyczną, ale cóż będę się rozpisywać- gdy dokończę aranżację, wstawię gotowe zdjęcie. 


Dziś wygląda to tak: 


DSC_8017.JPG


DSC_8109.JPG


DSC_8112.JPG


A tak wygląda katalogowe zdjęcie mebelków. Jest to system młodzieżowy o wdzięcznej nazwie NEMO, całkiem przyzwoity i estetyczny zestaw. Udało mi się kupić całość przez sklep internetowy, wprawdzie z duszą na ramieniu- co przyjedzie, w jakim stanie i czy wogóle ;), ale cała transakcja przebiegła bez zarzutu, a ja mam w kieszeni 2,5 tys zł (!) - to różnica w cenie takich dwóch kompletów, gdybym zamówiła je w sieci meblowej na literkę "A". Czyli jednak warto poszukać i kupić w e-sklepie... Korzyści są bardzo wymierne :)  


1542295.jpg


Jak widać producent postawił na "sen wariata" i zrobił szalone zestawienie fuksji z oranżem :) Moja wersja jest bardziej grzeczna, uspokojona szarościami, jakie spowiły cały dom. Jednak jest to u nas wersja początkowa i muszę się liczyć, że prędzej czy później stado rozszalałych barwnych zabawek zamieni moją wystudiowaną wizję powściągliwego pokoiku Młodej Damy w tęczowe safari. Życie :)  


A to pokój malinowy :


DSC_8014.JPG


 tapeta w pionowe pasy pięknie podnosi optycznie czapę dachu


DSC_8106.JPG


DSC_8107.JPG


biurka ustawiłam przy oknie, na ścianie działowej. Mąż upierał się, żeby stały równolegle do okna, ale stara chińska mądrość mówi, że nie powinno się siedzieć plecami do drzwi.. Ja unikam takich sytuacji instynktownie, w domu, w biurze, czy w restauracji. Szanowny kpi sobie z takich teorii, pomarudził więc pod nosem  lecz przystał na moje rozwiązanie :)


DSC_8105.JPG


I znów zdjęcie z katalogu. System Nemo przyciągnął moją uwagę przez rozwiązanie .. łóżka :) Nadal chyba pokutuje we mnie myślenie blokersa z ciasnej norki , który z racji natury swojego lokum, musi kochać meble kompaktowe lub te typu 'cztery-w- jednym' , bowiem gdy zobaczyłam łożko, spod którego wysuwa się kolejne takie samo - byłam już totalnie "kupiona". Oczyma wyobraźni widziałam już śpiące u Dzieciny koleżanki "w trybie weekendowym" i wiedziałam, że musimy kupić ten zestaw :) 


2205773.jpg



 
 
 POPRZEDNIA
[1]   ...   [13]   [14]   [15]   STRONA 16   [17]   [18]   [19]   ...   [20]
NASTĘPNA 
Załóż bloga | Zaloguj się | Strona główna | BLOGI | Projekty domów | Pomoc | Regulamin | Polityka cookies | Kontakt
Sprzedaż projektów domów - Dom Dla Ciebie
Copyrights 2008-2009 © Archeco Sp. z o.o. Wszystkie prawa zastrzeżone.
X

Serwis jagodzianka.mojdomdlaciebie.pl korzysta z technologii przechowującej i uzyskującej dostęp do informacji w urządzeniu końcowym użytkownika (w szczególności z wykorzystaniem plików cookies). Zgoda wyrażona na korzystanie z tych technologii przez jagodzianka.mojdomdlaciebie.pl lub podmioty trzecie w celach związanych ze świadczeniem usług drogą elektroniczną może w każdym momencie zostać zmodyfikowana lub odwołana w ustawieniach przeglądarki. Więcej informacji znajdą Państwo w zakładce Polityka dotycząca cookies

AKCEPTUJĘ