Zobacz nasz kanał na YouTube
naglowek_bazant2_small.jpg
autor:
nazwa/adres bloga: 
data utworzenia: 
2010-04-23   blog czytało: 1207205   wpisów: 98   komentarzy: 122
 
budynek: 
wolnostojący, parterowy z poddaszem użytkowym bez piwnicy, garaż: 1-st. bok
technologia 
technologia murowana bloczki gazobetonowe
miejsce budowy: 
zachodniopomorskie
projekt:
 

LOGOWANIE

Login:
Hasło:
Statystyki mojdomdlaciebie.pl
Liczba blogów:
226
Liczba postów:
2032
Liczba komentarzy:
3089
Aktualnie zalogowanych:
0
 
 POPRZEDNIA
[1]   ...   [9]   [10]   [11]   STRONA 12   [13]   [14]   [15]   ...   [20]
NASTĘPNA 
tytuł: integracja z tubylcami
01.08.2010, 20:54
 

Niedziela upłynęła nam pod znakiem socjalizacji z mieszkańcami naszej nowej wsi, i to socjalizacji na poziomie wielogatunkowym. Zaczęło się od tego, że postanowiłam powiedzieć stanowcze "dość" leniwym letnim dniom i nakazałam sobie ruszyć się , by małymi kroczkami, niespiesznie i z przyjemnością zmieniać otoczenie wokół domu. Zmusiłam więc Szanownego Męża do wycieczki do marketu budowlanego i wybrania farby na bramę i furtkę. Oba wrota mają już ze dwa lata, więc wykonana przez producenta powłoka (czarna) zaczęła lekko przełazić rdzą, poza tym czarne ogrodzenie zamawiane było ówcześnie pod czarny dach... ale czasy się zmieniły ;) Nastała era szarości, więc zakupiliśmy szarą farbę ( ral 7042) , taką nowoczesną, co to można od razu na rdzę malować, bez ścierania papierem rdzawych wykwitów i kładzenia uprzednio podkładu. Szanowny Mąż, wyuczony przez własnego Ojca- starą szkołę, kręci nosem na takie ułatwiające życie wynalazki i twierdzi, że rdza mi wylezie. Pożyjemy, zobaczymy...


Wzięłam więc szmatę z rozpuszczalnikiem, wytarłam każdy pręcik i jęłam malować. Pierwsza warstwa- porażka.. Farba ciągnęła się niemiłosiernie, gęsta jak smoła. Instrukcja mówi: nie rozcieńczać.. Maluję więc bez rozcieńczania.. Dałam taką grubą warstwę, że na jedną furteczkę i dwa słupki pokryte podwójne zużyłam niemal litr... Mąż niepocieszony- już liczy ile złotówek wyda na kolejne trzy puszki na bramę... :)


Gdy tak sobie malowałam ( brakowało mi tylko do szczęścia moich kolegów do pomocy- Eminema, Rihanny i Lady Gagi, czyli mp3 w uszach), obok przemknął "lekko wczorajszy" pan, który widocznie wyszedł "przewietrzyć głowę". Zatrzymał się przy mnie i zaczął tak: "Pani, a co Pani malujesz na taki BRZYDKI kolor to ogrodzenie? - Bo mi się taki podoba. - Pani , ale to brzydki kolor jest, taki przemysłowy. Kiedyś to takim fabryki malowali" No i aj waj,  w kółko mnie zaczepia. Dołączył więc czujny Szanowny Mąż i zrobił błąd- nasz, jak się okazało-sąsiad z jednej wsi ;),  rozpoczął długą debatę na temat współczesnego budownictwa... Nic to. Trzeba się uzbroić w cierpliwość i przyjąć taki folklor z życzliwością :)


Mieliśmy dziś również innego gościa- skrzydlatego. Na naszym młodym dachu umościł się gołąb :) Leciał pewnie sobie, patrzy a tu taki fajny szary gołębnik! ;) Więc przysiadł na kalenicy, w miejscu , gdzie miał być zamontowany mój wiatrowskaz z bażantem ( ale nie będzie.. bo dekarz powiedział, że nie da rady, bo on gąsiora nie przewierci , gdyż będzie przeciekać... No i bażant będzie stał na kominie, jak tylko Mąż znajdzie czas...) Gołąb pełnił więc funkcję bażanta na naszej gołębiej połaci, niewzruszony siedział ze trzy godziny, nie przeszkadzały mu głośne rozmowy, pracujący agregat. Nic. Na koniec zrobił piękną białą kupę na dachówkę podkalenicową i tyle go widzieliśmy!


 Furtka "wyszła mi" pięknie. Jestem bardzo zadowolona z efektu mojej pracy. Parę zacieków przeboleję..nie można być dla siebie zbyt surowym :) Popołudniami w nadchodzącym tygodniu mam zamiar, przęsło po przęśle, przemalować bramę wjazdową. 


I na koniec- najczęściej powtarzane zdanie tygodnia: KIEDY BĘDZIECIE MALOWAĆ DACHÓWKĘ? Takie oto sformułowanie padło z ust kilku niezależnych osób, jakie odwiedziły naszą posiadłość od czasu położenia dachu. Ależ wzbudzamy kontrowersje! ;) I o to chodzi! Żeby sprostać oczekiwaniom przywykłych do normalności oczu, pozostanie nam zamówić wiadro czerwonej farby!  


IMG20100801_004.jpg


IMG20100801_008.jpg



 
 
tytuł: płotki śniegowe
31.07.2010, 14:39
 
mamy płotki śniegowe! jak fajnie, że Mąż pojechał skoro świt otworzyć budowę Dekarzom- uwinęli się w dwie godziny i już o 10 rano mieliśmy na dachu płotki na nadchodzącą zimę. Teraz zwały śniegu nam nie groźne!DSCN1604.JPG
KOMENTARZE
30.04.2012, 12:07
Tytuł:  rynna nad daszkiem?

Jagodzianko nie wiem czy obecnie już masz juz zamontowany odpływ do rynny nad daszkiem, ale mam w związku z tym pytanie, ja w swoim bażancie chciałabym zrobić daszek taki jak tu
http://gotowe-projekty-domow.pl/ac_dodi.htm
a w zwiazku z tym zastanawiam się co z rynną, powyżej przewidują daszek z rynna ale bez odpływu, czyli tak jak Ty masz na zdjęciach. czy mogłabyś powiedzieć jak się to ma w użytkowaniu, czy ta woda bez odplywu mocno chlapie i jest uciążliwa?
wiadomo że na projektach malują tak aby wyglądało ładniej jak w naszym bażancie w ogóle rynien nie ma.
tytuł: ewolucja budowlańca
28.07.2010, 15:05
 

Na naszej budowie chwilowy zastój, czekamy na okna i ich montaż, pracownicy firmy "walczą" z innymi obiektami, których wykonania podjął się Mąż. 


Miałam wczoraj przyjemność poznania Panów Dekarzy, którzy tak sprawnie i profesjonalnie położyli nam dachówkę oraz wykonali obróbki wokół połaci. Jakże zmienił się typ tzw. pracownika budowlanego. Jako że firma budowlana jest u nas tradycją rodzinną, niemal od pacholęctwa mogłam z boku obserwować ewolucję tego zawodu.


Dawniej był to ktoś z pogranicza Maliniaka, ze słynnej produkcji Gruzy "Czterdziestolatek". Chociaż pewnie obrażam Maliniaka ;) bo to był gość. Budowlaniec był to zaś człowiek o fizjonomii wyraźnie sfatygowanej, częściowo bezzębny, o charczącym głosie noszącym ślady słabości właściciela owej gardzieli do wszelkich dostępnych używek. Cerę miał ziemistą, bez względu na to, czy pracował przy kopaniu fundamentów , czy nie. Bruzdy na twarzy wskazywały na lata traktowania jej negatywnymi czynnikami zewnętrznymi i wewnętrznymi ( urocza Pani kosmetolog w rogowych oprawkach , ta z reklamy kremu przeciwzmarszczkowego, nazwałaby je z uśmiechem 'wolnymi rodnikami", ale kto w latach 80-tych o nich słyszał..)) Powierzchniowo paliło słońce, od środka trawił alkohol. Z takim pracownikiem były częste kłopoty. I choć , po długim stażu na budowach rozpoczętym zaraz po podstawówce, nierzadko był to świetny fachowiec, skłonność do "zniekształcania sobie obrazu rzeczywistości" przy pomocy taniej wódki i jeszcze tańszych, śmierdzących papierosów , przynosiła wstyd branży i Dyrekcji w oczach Inwestorów. I tak rodzą się stereotypy.


Dziś sprawa wygląda zupełnie inaczej. Budowlańcy to "młode chłopaki" -zadbani, z zainteresowaniami pozabudowlanymi, obeznani w nowinkach technologicznych, częstokroć bez nałogów, o atletycznych sylwetkach, latem opaleni jak ratownicy na Wybrzeżu ;) Mmmm... Czasem zdarzają się nawet błyskotliwi , w lot pojmujący trudną sztukę budowlaną , studenci informatyki, ekonometrii, geodezji.. Takich nazywam w duchu "patriotami" bowiem swoim potem i krwawicą budują odważnie naszą piękną Ojczyznę, żeby rosła w siłę, zamiast po najmniejszej linii oporu uciec na zachód i zbierać szparagi w słońcu Hiszpanii, na przykład. Z takimi chłopakami można porozmawiać bez zażenowania, mają klasę. Oczywiście "mają swoje za pazurami " ;) i nie są przykładem świętości, ale rozbuchane erotycznie komentarze pozostawiają swojemu gronu i w kontaktach z Inwestorami wykazują daleko idącą delikatność. Ale to już zupełnie inna bajka. Z takim pracownikiem można dojść do porozumienia. 


Hmmm, o czym to ja mówiłam?... Więc czekamy na okna :) Spowolni to tempo akcji na moim blogu. Wzywam więc pozostałych budujących wspaniałe domy pracowni Dom dla Ciebie do aktywności, żebym miała co czytać! Ile razy można czytać własny dziennik budowy! ;) 


Powrócę, gdy tylko najdzie mnie jakaś uniwersalna "złota myśl" , której eksplozji nie będę mogła pohamować w głowie i zmusi mnie do jej publikacji :))


Aaaa, właśnie! Przypomniała mi się jeszcze jedna anegdotka  w temacie pracownika budowlanego, z naszego życia firmowego: otóż Szanowny Mąż zatrudnił pewnego pana w konkretnym wieku,  no i kiedy kilka razy z rzędu, gdy co rano, zbierając chłopaków do samochodu z umówionego miejsca, by dowieźć ich na aktualną budowę, czuł w samochodzie wyraźny zapach na wpół przetrawionego alkoholu, zaczął się poważnie irytować. Skonsultowaliśmy to rodzinnie. Co począć? Wyciągnąć alkometr- to mało eleganckie, szczególnie, że takie praktyki nie były dotąd potrzebne... Co się okazało, człowiek ten, zupełnie niewinny, miał od lat zamiłowanie do jednej z "wód kolońskich" , jaką można dziś dostać chyba jedynie w kioskach "Ruchu" ( a i tak trzeba się bardzo postarać). Takiej, co to z nazwy robi z mężczyzny brutala... ;) No i miał ów pan zwyczaj obficie się "pachnić" owym kosmetykiem po porannym goleniu! Bardzo zadbany tradycjonalista! Ot i historia ! A mój "małoletni" niedoświadczony Mąż- wychuchany na zachodnich "delikatesach" kosmetycznych , fałszywie odczytał nozdrzami ten zapach prawdziwego faceta ;) jako natrętną woń spirytusu z trzewi.. :)) Ha ha ha. Także nauka na dziś: nie sądź ludzi po pozorach... 


Cóż ten biedaczyna pocznie, kiedy przestaną wreszcie produkować jego ukochane pachnidło, osiągnięcie sojuszniczych laboratoriów polsko-radzieckich zaprojektowane w PRL'u dla budowniczych nowego ładu...? Ile to dzieci, nas właściwie, z pokolenia 'Pewex'u" , rodziło się w aurze tego zapachu! Jak to się człowiek przyzwyczaja do różnych rzeczy. Mama kolegi z podstawówki przebiegła wszystkie zapyziałe drogerie, kierując się równaniem: " im bardziej zaniedbana witryna, tym większa szansa" , by kupić zapas swojego ulubionego kremu w niebieskim słoiczku "Pani Walewska". Złotawa nakrętka i magiczna zawartość... Już widzę, jak wieczorami wklepuje sobie zdobyczny specyfik,rozpaczliwie usiłując uchwycić niemiłosiernie ulotną młodość. Nucąc pod nosem szlagiery własnej minionej świetności biologicznej, wspominając chłopaków oglądających się za nią na ulicy, gdy szła , kołysząc wyuzdanymi biodrami wbitymi "na mokro" w mega opięte,seksowne dzwony z bistoru... :) Śmiejecie się?  A taki na przykład mój św.p. Teść, póki żył, nie dał żonie wyrzucić ulubionego skórzanego płaszcza, który otrzymał od własnego ojca na 18-tkę ( !) choć:   a) dawno zżarły go skrzydlate istoty z szafy  b) leciwy Teść się lekko roztył i płaszcz był za mały c) krój tego czarnego palta z licowanej skóry przywodził na myśl najbardziej zbrodniczych SS-manów...  Nie pozwalał wyrzucić i już.


Czy i ja  mam takie "zboczenia"?... Jestem na razie na etapie testowania, więc można mnie nazwać raczej impulsywnym badaczem nowości rynkowych. O nie, na pewno nie jestem wierną klientką jednej marki. W mojej łazienkowej szafce pręży się dumnie dwadzieścia (!) butelek z szamponami, każdy obiecująco kusił mnie ze sklepowej półki zupełnie odmienioną formułą chemiczną dla pięknych lśniących włosów.. O naiwności niewieścia! Co innego Szanowny Mąż... Ale to przecież wyższy gatunek- FACET! ;) Sprytny jak dziki kot w dżungli marketingowych pułapek. Takiego to żaden cwany handlowiec nie przydybie. Chyba, że będzie miał spory biust, wielkie cielęce oczy i rzęsy długie jak lista wierzycieli pewnego amerykańskiego banku.. I koniecznie musi mieć przed sobą tacę z czymś, co tygryski lubią najbardziej, czyli z tyci-jadłem, zwanym w marketingowym slangu "de-gu-sta-cją".  Jednak do końca życia Mąż mój będzie kupował w jednym tylko sklepie spożywczym, takim "oswojonym", gdzie wie , co gdzie stoi i w którym miejscu znajdzie piwo, kasę z terminalem i jasno oznaczoną drogę ewakuacyjną ( byle jak najszybciej ;) ). Dozgonnie będzie też wierny jednemu modelowi jeansów i marce butów- może je kupować w ciemno, bez przymiarki, bo zna ich producencką rozmiarówkę... Zaprzyjaźniony fryzjer, skoro tylko zupełnie bez namysłu i rozsądku zakocha się  i bez świadomości , że rozbija w pył czyjeś uporządkowane życie, postanowi śladem ukochanej opuścić miasto , może liczyć na pomstowanie mojego Ślubnego , a ja będę miała w domu "obrażonego kudłacza", nim znajdzie, nadąsany, nowego golibrodę...Swoją drogą, jakie to szczęście dla delikatnie czujnej w swojej zazdrości żony, że instynktownie wybiera mężczyzn- fryzjerów, nie mając mi równocześnie za złe ginekologów- też mężczyzn ;) Wszystko ma więc poukładane w swoim małym stabilnym świecie. Słowo "promocja" jest w jego rozumieniu równoznaczne z wyrazem"egzorcyzmy" i przez lata małżeństwa nie może pojąć, dlaczego należy jechać na drugi koniec miasta do nowootwartego marketu lub po tańszy o 50 groszy " na kubeczku" jogurt z wrzuconej do skrzynki ulotki ( właściwie to głupie jest... po co ja to robię?.. ;) Odpowiedź na tę zagadkę jest prosta: bo mogę zobaczyć, pomacać, potencjalnie nabyć -inne dobrodziejstwa cywilizacyjne, a tańszy jogurt..? kogo to obchodzi..? ! ;)  )  


Uffff, życie z mężczyznami jest trudne ... i szalenie zabawne! Pozdrawiam wszystkich PANÓW! :) 

KOMENTARZE
Aro
29.07.2010, 20:06
Tytuł:  Aro

Współczuję i zazdroszczę Twojemu mężowi dlaczego? Powodów jest wiele każdy czytający twojego bloga / jest rewelacyjny no i niezłe zdjęcia ! / facet to zrozumie! Jak mówią, faceci są z marsa a kobiety z wenus często się różnimy ale współ.. przepraszam ŻYĆ bez siebie nie możemy!

Zdjęciami się pochwalę na forum, zazdroszczę Wam tępa prac czy myślicie o wejściu w tym roku?
Ja czekam z okami na przełom lutego i marca, sądowałem rynek w tym roku i są różnice warte poczekania bez mała 4000zł. Wybrałem profile schuco z trzema szybami U=0,5.
Podoba mi się twoje rozwiązanie z wstawieniem komina z kotłowni w ścianę, ja niestety mam komin w pokoju:(
Mój majster wpadł na ekstra pomysł aby nie było progu w drzwiach z sypialni na taras mianowicie chciał zrobić strop lany nad garażem i wtedy podłogi były by na jednym poziomie szkoda tylko, że 3 tygodnie po zalaniu stropów! :0 ale może inni wezmą przykład! I tu jak zwykle mam do Was pytanie licząc na wylewną odpowiedź.
Tak jak wy docieplam garaż styropianem 15 cm i czy robić tzw kapinos wystający 20 cm poza obrys garażu w warstwie spadkowej czy zrezygnować z niego i styropian z ocieplenia i wylewkę z płytkami oprzeć na ociepleniu ściany?
Prawdziwy facet mało mówi dużo robi. Hough
Pozdrawiam
tytuł: nic dodać, nic ująć- pełen zachwyt!
27.07.2010, 20:01
 

undefined


DSC_4218.JPG


DSC_4250.JPG


DSC_4257.JPG


DSC_4259.JPG


Białawy nalot widoczny w okolicach wyłazu dachowego to nic innego, jak pył powstały przy docince dachówki przy obsadzaniu owego okna. Czekamy na pierwszy deszcz, który usunie  montażowe pozostałości :)


DSC_4317.JPG


DSC_4359.JPG


DSC_4328.JPG


I na deser-osobisty mini sznaucer  Szanownej Pani Inwestor ;)


Równie siwy co dom, z rudą obróżką pieczołowicie dopasowaną do przyszłej deski elewacyjnej :)) Czyste szaleństwo!


DSC_4333.JPG


Zastanawiam się, czy śladem ostatnich fryzjerskich eksperymentów Nelly Rokity, powinnam również rzucić sobie taki srebrzysty kolorek na głowę.. ;) Tylko czy to właściciel upodabnia się do psa , czy na odwrót? Ha ha! Szanowny Mąż nie musi utleniać się na szpaka- z dnia na dzień siwieje coraz bardziej... Ale mężczyzna, niczym wino, im starszy, tym lepszy. Jaka szkoda, że taka zasada nie dotyczy domów... I kobiet!



 
 
tytuł: dziś ostatni raz o dachu
27.07.2010, 10:33
 

Kiedy sączę kolejną poranną (!) kawę i dokonuję tego historycznego wpisu, na moim Bażancie kładzione są ostatnie dachówki :) W weekend przyjeżdża Szwagier z Żoną ( Bratową Szanownego Męża) -będzie się czym pochwalić na grill'u ;)


Muszę poddać się przykremu obowiązkowi i przeprosić... Odszczekuję wszystko, co pisałam na temat brązowego wyłazu dachowego, bo po montażu okazało się, że jest grafitowy :) Tak przynajmniej wygląda na dachu. Wprawdzie, na swoją obronę powiem, że producent sam podaje w katalogu kolor ral i określa go jako popielato-brązowy ( brrrr..), poza tym gdybyśmy zastosowali wybrany przeze mnie wyłaz, byłby całkowicie piękny, bo w kolorze identycznym jak dachówka. A tak- jest jedynie do przełknięcia. I malowania ramy nie będzie. Pewnie z korzyścią dla Męża i powłoki okna- nie ma to jak fabryczne zabezpieczenie przed tzw. szkodliwymi warunkami atmosferycznymi.  


Dla wykonujących aktualnie swoje zadaszenie domu dachówką cementową, mam ciekawostkę. Dachówka ta, tania w zestawieniu z ceramiką i ceramiką glazurowaną, ma swoją wadę ( jak wszystko, co tańsze..) - porowata struktura wpływa na podatność na osadzanie się niepożądanej roślinności...Choć muszę przyznać, że nasz Benders ma bardzo gładką powierzchnię w zestawieniu z cementówkami, jakie oglądałam. Mamy jednak świadomość, że to tylko kwestia czasu... Z uwagi na naszą ogrodową połać , całkowicie skierowaną na północ, zaczęliśmy przyglądać się sprawie zabezpieczenia dachu przed "wodo-rostami". Kto był harcerzem, ten wie, jak po omszałych stronach drzew rozpoznać kierunki świata i nigdy się nie zgubić w lesie ;)  I nie potrzeba do tego telefonu z GPS'em :) Stare dobre dzieje przyjaźni polsko - radzieckiej... Ech! I czytanki w cyrylicy dukane na lekcjach rosyjskiego z gorejącymi ze wstydu policzkami, gdy słuchał najładniejszy chłopak w klasie... :) Mmm...


Wracając jednak do wątku "mchu i paproci" na dachu, doczytaliśmy się dwóch metod- albo dachówki zaraz po położeniu oczyszcza się z pyłu/kurzu i smaruje silikonowym impregnatem grzybobójczym do dachówek betonowych, lub stosuje się tzw. taśmę miedzianą... Co do drugiego rozwiązania - jest koszmarnie drogie, przynajmniej w wersji z taśmą specjalnie przeznaczoną do tego zabiegu, której producent daje gwarancję, że mchu nie będzie... Wychodzi coś ok.100 zł / metr bieżący. Ale Pan Dekarz wykonujący nasz dach podpowiedział nam taśmę firmy mdm , miedzianą, kalenicową. Wygląda to jak dwa karbowane kołnierze w kolorze miedzi ( bo ponoć jest to miedź..) przedzielone czarnym pasem jakiejś włókniny, podobnej do dachowej folii. Sprawa tu jest taka, że producent nie mówi wprost o jej "przeciwmchowym" ( cóż za słówko!) działaniu, natomiast nasz Wykonawca twierdzi, że sprawdził ją na kilku dachach i bardzo poleca- nigdzie nie wyszedł zielony pasażer na gapę. Kierowani złudną nadzieją i ową rekomendacją, stosujemy tę taśmę z miedzią, licząc , że może jony miedzi wypłukiwane przez deszcz będą systematycznie blokować rozwój niechcianych wykwitów na niedoświetlonej połaci północnej. Cena jest dziesięciokrotnie niższa od taśmy dedykowanej do takiej ochrony, a skoro i tak musi pod gąsior iść jakaś taśma, to czy będzie to aluminiowa, czy miedziana- jeden grzyb ;) Mam tylko lekkie obawy , czy wystający spod gąsiorów pasek miedzianej taśmy na stalowoszarym dachu nie będzie równie irytujący, co pozostałe "niedobrane" elementy dachu. Mąż przekonuje, że nawet nie zauważę.. Nie śmiem nawet pyskować, bo już z wyłazem narobiłam rabanu, a okazało się, że miał rację... Pożyjemy zobaczymy. Może powinnam "wrzucić na luz", i nie ekscytować się takimi bzdurami, nie ma bowiem bardziej nudnych ludzi , niż ci drobiazgowi... Narzucę sobie dyscyplinę charakterologiczną. Postanowione!


Niedawno wizytowaliśmy Wyspy Brytyjskie. Tam to dopiero żyją! Wszędzie domy wyglądają jednakowo, nikt nie buduje wg. projektów z katalogów, przechodząc naszą "drogę krzyżową"- od poszukiwań okazyjnej działki z urzędowym "prawem łaski" czyli warunkami zabudowy , od wyboru rozwiązania architektonicznego, przez adaptację, po żmudny proces budowania i zaopatrywania budowy w najmniejsze detale przemalowane w kolorze RAL ;) Kupują gotowe budynki od developerów lub pośredników nieruchomości,  najczęściej  w zabudowie szeregowej lub bliźniaczej, z identycznymi elewacjami w czerwonej cegle. Stare domy, nierzadko stuletnie (!) są częstokroć zagrzybione, a po ich ścianach pną się zewnętrzne rury kanalizacyjne, dosztukowane w tzw. międzyczasie, gdy potomkowie wiktoriańskich mieszczan zaczęli rezygnować z wylewania pomyj i fekaliów z okien na rzecz cywilizowanych rozwiązań :) Tam nikogo widocznie nie rażą owe rury i  ich kolor RAL ;) Zaglądając za okna mieszkań na parterze, pozbawionych firan , widzieliśmy zbiorowisko zupełnie niepasujących do siebie przedmiotów, porcelanowych mini czajniczków i talerzyków. Co się właścicielowi spodobało, to ustawił, ku uciesze wzroku. I kogo to obchodzi? Nikt nie dopieszcza swoich mieszkań tak jak my, wzorując się na trendach z kolorowych magazynów. Jakie to jest fajne życie! Spotykają się w pubach, nie stresują niczym. Taki obraz Anglii wywiozłam. Może nie byliśmy w najbogatszej dzielnicy Londynu ;) ? He he.


Dlatego we wszystkim trzeba znaleźć równowagę.. Poszukam dla siebie zajęć jogi. Bo czuję, że się zapędziłam w kozi róg z tym budowaniem! :)) Tracę dystans. Ekscytuję się nic nie znaczącymi detalami. Niedługo pewnie będą mnie w naszej mieścinie wytykać palcami! Skoro dziś Szanowny Małżonek zadzwonił do hurtowni dachowej celem delikatnego odświeżenia w pamięci Sprzedawcy kwestii naszych płotków śniegowych i ustalenia czasu ich przybycia, Pan  Sprzedawca powiedział: "bardzo przepraszam, że uchwyty ław kominiarskich nie były przemalowane w ustalonym kolorze. JAK ZNAM PAŃSKĄ ŻONĘ (!!!!!) przemaluje je Pan samodzielnie..." Czy ja jestem takim "kolorystycznym" kapo??!!?? Czyli niedługo , idąc ulicą , będę za plecami  słyszała szepty : "O, idzie szalona Pani RAL". Hi hi ! 

KOMENTARZE
Gość
27.07.2010, 11:25
Tytuł:  Lena

Prace pędzą jak szalone. Domek zmienia się dnia na dzień i robi się coraz bardziej efektowny.
Pozdrawiam
 POPRZEDNIA
[1]   ...   [9]   [10]   [11]   STRONA 12   [13]   [14]   [15]   ...   [20]
NASTĘPNA 
Załóż bloga | Zaloguj się | Strona główna | BLOGI | Projekty domów | Pomoc | Regulamin | Polityka cookies | Kontakt
Sprzedaż projektów domów - Dom Dla Ciebie
Copyrights 2008-2009 © Archeco Sp. z o.o. Wszystkie prawa zastrzeżone.
X

Serwis jagodzianka.mojdomdlaciebie.pl korzysta z technologii przechowującej i uzyskującej dostęp do informacji w urządzeniu końcowym użytkownika (w szczególności z wykorzystaniem plików cookies). Zgoda wyrażona na korzystanie z tych technologii przez jagodzianka.mojdomdlaciebie.pl lub podmioty trzecie w celach związanych ze świadczeniem usług drogą elektroniczną może w każdym momencie zostać zmodyfikowana lub odwołana w ustawieniach przeglądarki. Więcej informacji znajdą Państwo w zakładce Polityka dotycząca cookies

AKCEPTUJĘ