Zobacz nasz kanał na YouTube
naglowek_bazant2_small.jpg
autor:
nazwa/adres bloga: 
data utworzenia: 
2010-04-23   blog czytało: 1207210   wpisów: 98   komentarzy: 122
 
budynek: 
wolnostojący, parterowy z poddaszem użytkowym bez piwnicy, garaż: 1-st. bok
technologia 
technologia murowana bloczki gazobetonowe
miejsce budowy: 
zachodniopomorskie
projekt:
 

LOGOWANIE

Login:
Hasło:
Statystyki mojdomdlaciebie.pl
Liczba blogów:
226
Liczba postów:
2032
Liczba komentarzy:
3089
Aktualnie zalogowanych:
0
 
 POPRZEDNIA
[1]   ...   [3]   [4]   [5]   STRONA 6   [7]   [8]   [9]   ...   [20]
NASTĘPNA 
tytuł: jesteśmy uzbrojeni i (nie)bezpieczni
27.01.2011, 09:43
 

Alarm działa i puszcza do nas oczko z każdego niemal kąta domu , błyskając z czujek czerwonym światełkiem. Pan Leon ( Zawodowiec- bez dwóch zdań) uporał się z całą instalacją w kilka godzin. Kolejny plus niewielkiego domu! Na koniec montażu odwiedził nas sam właściciel agencji ochrony wraz z dwoma rosłymi panami w mundurkach "antyterrorki" i z wielkimi pałami ;) Zrobili pod płotem niezłe show, chyba w ramach firmowej autoprezentacji, kiedy w błotnych koleinach, niczym filmowi kaskaderzy zawrócili na ręcznym swojego patrolowego srebrnego jeep'a ;) Majtki mi zadrżały na widok tak jawnej męskości ;) :))  Panowie przedstawili się i dali krótki wykład, jak postępować, żeby obie strony umowy były zadowolone. Wybraliśmy hasło i kod dostępu, których, z przyczyn zdroworozsądkowych, nie udostępnię na blogu ;) :)) 


Dom schnie, piec powinien przyjechać na koniec tego tygodnia, więc posadzki zdążą już stwardnieć do przyjęcia tak poważnego wagowo lokatora kotłowni. Z początkiem przyszłego tygodnia powinniśmy "odpalić grzejniki i podłogówkę" ( cytuję za Szanownym M.)  Wczoraj kaloryfery zostały zakupione i czekają na montaż. Wkrótce nasz Bażant zamieni się w upalną "Tropical Island". 


Tymczasem suszymy wszystkie zakamarki , czym się da- kominkiem, olejakiem, kozą, farelką. Nie zastanawiam się nawet jakie będą rachunki za takie cieplne szaleństwo... Cóż, wada budowania w zimie. W temacie zimy- jest bezlitosna i nie odpuszcza. Ledwie zdążyłam nacieszyć się zmaltretowaną trawą, która wyłoniła się spod śniegu, a już ponownie napadał ten "biały shit", jak uroczo określa mroźny puch moja Przyjaciółka ;)


Panowie Budowlani dłubią zabudowy z płyt, czyli  wykonują żmudne i czasochłonne czynności zamieszczone w  "Słowniku Robotnika" pod hasłem : rzeźba w g..... :) Nic tylko docinki, paseczki, narożniczki. Nóż do karton-gipsu i flex do profili , rzucający wokół setki iskier, są w ciągłym użyciu. Postępów prac z godziny na godzinę nie widać , za to poirytowanie na twarzach Inwestorów widać wyraźnie. Takie są prawa budowlanki. Stan surowy rośnie w oczach, a wykończeniówka jest denerwująco "się ślimacząca". Pieniądze topnieją, człowiek chce już mieszkać, a technologia i dbałość o szczegół ma swoje wymagania.. Skąd my to znamy? Żeby nie biegać po budowie i nie wytykać każdej bruzdki i plamki, trzeba wszystko dopieścić. A to wymaga czasu.


Powstała już cała rampa w salono-kuchni, nic tylko montować listwy led i świecić. Powstała też obudowa g-k wokół kibelków podwieszanych i rur w łazience, które trzeba było ukryć w zgrabnych zabudowach.


Obecnie staram się wpłynąć na Panów Pracowników, żeby zajęli się sprawą mojego wymarzonego murka w kuchni, bowiem paleta cegły dotarła, po tygodniu od zamówienia (!) i marznie na podwórzu, pod coraz to nowymi warstwami opadów. Niestety, mimo charakteryzującej mnie groźnej funkcji Inwestorki i jeszcze groźniejszego miana "żony Szefa", panowie mają za nic moje napominanie o murowanie, łypią tylko badawczo na Szanownego Małża, czy mają robić, czy "baba sobie znów coś wymyśliła" ? Generalnie ciężka to i znienawidzona funkcja "małżonki". Żebyście wiedzieli, kto jest prawdziwym postrachem każdego budowlańca... Nie Szanowny Inwestor... Oj, nie! Zawsze jest to mega-upierdliwa i mega-pyskata Pani Ślubna lub Panna Kochanka. Domy drżą w posadach i kolana też... 


W ostatniej chwili, przed wylaniem posadzek, doprowadziliśmy kabel w zakres tej klinkierowej ścianki. W sieci znalazłam bowiem intrygującą  fotkę z podobnym murem w kuchni, który oświetlany był trzema punkcikami świetlnymi skierowanymi w dół, na cegłę, a umieszczonymi pod blatem zwieńczającym całą konstrukcję. Postanowiłam skopiować ten pomysł, stąd konieczność "dokabelkowania" . Teraz wystarczy przepleść ten kabel przez dziury w kolejnych warstwach cegły i wystawić go na szczycie muru. Początkowo Mąż planował wpuścić go w spoiny między cegłami, ale na ratunek przyszła nam konstrukcja kupionego klinkieru- szczelinowa :) Jak to można wykorzystać otworki w budulcu ;)  

 
 
tytuł: sushimi i suszymy...
24.01.2011, 14:10
 

Wybraliśmy się wczoraj na obiad do japońskiej knajpki. Szanowny Mąż jest wielkim koneserem sushi, o ile można zaufać kunsztowi naszych zachodniopomorskich kucharzy zaimportowanych z Kraju Kwitnącej Wiśni ( choć wróbelki ćwierkają, że na zapleczu kryją się raczej mieszkańcy Kraju Zwiędłej Czereśni ;) ) i serwuje się naszym podniebieniom "prawdziwe" sushi , a nie jego namiastkę.. W każdym bądź razie skonsumowaliśmy to, co nam podano, sowicie okraszając kęsy sojowym sosem i przetykając 'kubeczki smakowe" zieloną breją wasabi i aromatycznymi płatami marynowanego imbiru. Do dziś nie opanowałam sztuki trzymania pałeczek, przez co zapewne wyglądam przezabawnie , usiłując upolować ryżowe zawiniątka z tacki. Ale skoro Szanowny Małż postanowił uczcić kolejny etap budowy zabierając mnie na SWOJE ulubione danie, starałam się sprostać sytuacji. Na szczęście nie przymuszał mnie do degustowania sake, bowiem dla niego jedynym słusznym i jedynie akceptowanym przez organizm rodzajem trunku jest Tequila. Swoją drogą, niezłe to połączenie- sushi i spirytus z kaktusa. Japoneczka i Meksykanka. Mmmm, apetyczny mix dla prawdziwego faceta ;)


 Dom natomiast suszymy. Suszymy i suszymy. Dokładamy do pieca. Panowie budowlani mają pracę na pół gwizdka, mogą sobie podłubać przy zabudowie ramp w salonie, powolny tryb pracy usprawiedliwiając delikatną materią świeżutkich posadzek. 


Dostaliśmy wycenę glazury i gresów. Ma-sa-kra i zawał serca... Chyba zamienimy sushi na chleb z wodą... Nic innego nie pozostaje. Dlaczego pieniądze mają irytującą właściwość znikania w zastraszającym tempie?.. 


Niedawna odwilż, o wyraźnym i budzącym nadzieję zapachu wiosny sprawiła, że brutalny powrót zimy tym bardziej uderzył w nasze dusze. Widzę to wokół, ludzi opanował depresyjny "nic-mi-się-nie-chcizm", który nie ominął również mnie. Nawet pies, z reguły ochoczo oddający się uciechom na osiedlowych trawnikach, ucieka z podwórza, a w oczach ma jawne obrzydzenie panującą aurą. Aktualnie sypie mokry śnieg przecinany podmuchami nieprzyjemnego wiatru. Jakież to szczęście, że trzeba czekać na te kafelki! ;) Przynajmniej nie będę miała wyrzutów sumienia, że nie przeprowadzamy się, kiedy wszystko gotowe. Bo jak tu się przenosić w środku koszmarnej zimy. A tak- poczekamy do kwietnia. I nic nas nie powstrzyma ! 

 
 
tytuł: Panie Posadzki we własnej osobie
23.01.2011, 18:04
 

Są ! Są ! Są ! Posadzki piękne i szlachetne. Zalane wczoraj ( panowie zaczęli o 7 rano, skończyli o 16 po południu). Dziś już można sobie po nich potuptać. Zupełnie inna bajka. Okno w kuchni ma w końcu swoją właściwą wysokość, nareszcie widzę, że bez trudu dosięgnę do szafek zawieszonych nad nim. Teraz musimy koksować kominkiem, żeby wygonić całą tę wilgoć z tynków i podłóg. Inaczej nie ma nawet co podchodzić do szpachlowania połączeń płyt na ścianach, ani do układania płytek. Muszę uzbroić się w cierpliwość. Niestety, pora roku nie ta... Zabawa w środku lata byłaby zupełnie inna : okna na oścież, koczowanie w namiocie rozbitym w ogródku, żeby przypilnować otwartej budowy... A tak, trzeba zacisnąć zęby i poczekać jakieś dwa tygodnie. W tym czasie zapewne hurtownia upora się ze sprowadzeniem dla nas zamówionych gresów i glazury.


twardy fundament pod murek w kuchni okazał się idealnym miejscem do dzielenia drewna przed wrzuceniem do paleniska, gdy wokół miękka podłoga:


DSC_7436.JPG


DSC_7446.JPG


DSC_7443.JPG


DSC_7445.JPG


DSC_7448.JPG


DSC_7449.JPG


DSC_7450.JPG


undefined


 Człowiek wyraźnie się starzeje, dziś to wiem. Niegdyś nie mogłam pojąć poirytowania Starszyzny Plemiennej  techno- brzmieniem  wydobywającym się z głośników mojego młodzieżowego boombox'a. Dziś wolę posłuchać Czerwonych Gitar.. Jeszcze niedawno dla mnie- nudnej mamuśki,  moja Przyjaciółka z lat pacholęcych była synonimem wyzwolenia, szalonego ducha , imprezy i wolnej miłości. Teraz rozmawiamy przez telefon o konsystencji kupek jej Pierworodnego ;)  


Gdyby ktoś kilka lat wcześniej powiedział mi, że będę się zachwycać szarą masą na podłodze, uśmiałabym się po same warkoczyki. A dziś .. uwielbiam te posadzki! Czyż nie są cudowne?!.. :))

 
 
tytuł: olimpijskie tempo hydraulików
21.01.2011, 15:22
 


Ależ się zmienia! Jeszcze wczoraj na kolanach układano
styropian, dziś już całą połać domowej posadzki pokryła srebrzysta warstwa
folii z siatką, na której Panowie Hydraulicy ochoczo rozwinęli wielgachne
szpule białych rurek o tajemniczej nazwie handlowej "pex". Dla
Szanownego Męża jest to cud nad cudami, wydaje mi się, że gdy tylko nie widzę
jego poczynań, klęka nad tymi zwojami i je głaszcze, przemawiając do nich
czule, tak jest tą dziwaczną konstrukcją zachwycony. Dla mnie , ignoranta
budowlanego,  cała ta misterna plątanina , która kosztowała kilka pięknych
sukienek i która w dodatku będzie zupełnie niewidoczna (!) , oznacza podobno
wielki komfort i raj dla stóp bez konieczności użycia raj-stóp ;) Bosą nogą
można będzie stąpać po połyskujących gresach, a odczucie ma być rodem z
piaszczystej plaży w środku sezonu...grzewczego. Nic to,  będę testować
:) 


 Sam proces układania tejże instalacji zasługuje , by się
pochylić nad nim chwilkę. Wygląda to bajecznie, gdyż harmonogram tej pracy
przypomina taśmę w fabryce, a wykonujący ją Panowie są sprawni jak małe
robociki. Wygląda to tak- jeden z panów toczy wielką białą szpulę, drugi- na
kolanach- rozwinięte fragmenty wygina zgodnie z rysunkiem siatki na srebrnej
folii, tworząc przy tym pętle. Trzeci z ekipy kroczy za tym całym doskonale
zorganizowanym pochodem z bardzo interesującym ustrojstwem w dłoni- czymś na kształt
"lasko-wózka", do którego przyczepiony jest magazynek plastikowych
"naboi" ( jak u Terminatora, hi hi ), które to Pan ów wstrzeliwuje
maszynką w styropian, przytwierdzając utworzone pętle do podłoża. Wygląda to
bardzo profesjonalnie i idzie jak z płatka. Tempo prac jest wręcz zdumiewające.
Ech, gdyby cała budowlanka szła tak gładko i czysto jak budowanie z Lego na
mięciutkim dywanie ... :)


 Efekt :


DSCN1882.JPG


Wszystko ułożone zostało zgodnie z naszymi wytycznymi, tzn. z
pominięciem zakresu podłogi, gdzie będą stały szafki kuchenne, co byśmy nie
mieli podgrzanych słoików z gołąbkami Pudliszki w naszych zapasach cargo ;)
 Zwoje w łazience w strefie suszenia prania zleciliśmy zagęścić, żeby
wzmocnić efekt ciepła, co też uczyniono. Będzie "piknie" !


Szanowny Mąż jest równie uradowany z postępu prac, być
 może uwierzył wreszcie, że całkiem realna jest wiosenna przeprowadzka ;)
Jutro lejemy podłogi i gdy stężeją ( podobno w czasie 14 dni) można zacząć
bawić się w okładziny. Czyli- jesteśmy na ostatniej prostej! tfu tfu, żeby nie
zapeszyć...


 Dziś Mąż zwrócił mi uwagę na pewien niedostrzegalny
szczegół- mianowicie na "trzeźwość na budowie". Rzeczywiście, mamy
chyba wyjątkowe szczęście do współpracowników i pracowników również, bowiem nie
mamy do czynienia z problemem pijaństwa, o którym wiele się czyta w
miesięcznikach budowlanych i na forach internetowych. Kurczę, rzeczywiście
chłopaki z ekip, z którymi mamy przyjemność obcować zawodowo, są młodzi ,
schludni i profesjonalnie trzeźwi :) A może wreszcie dojrzeliśmy do gospodarki
rynkowej i stereotyp podchmielonego majstra odszedł do lamusa?...


Kolejne ważne spotkanie na budowie w dniu dzisiejszym dotyczyło
instalacji alarmowej. Początkowo nie zakładaliśmy takiego udogodnienia, ale po
dłuższym zastanowieniu daliśmy się skusić. Szkopuł w tym, że mamy już piękne
gładziuchne tynki... Od czego jest jednak profesjonalista w swojej dziedzinie!
Szarmancki Pan Leon, człowiek w wieku najlepszym dla mężczyzny ;), taki , który
na widok kobiety przeprasza za swój roboczy kombinezon, choć jest bardzo
eleganckim roboczym kombinezonem ;), wie jak zaradzić nagłemu przebłyskowi
mądrości Inwestora. Instalację ułożymy na zewnątrz, po murach, przed wykonaniem
elewacji. W środku trzeba będzie ciut powiercić na czujki, ale to bez większych
szkód w otynkowaniu. Czekamy na wycenę całego okablowania. Codzień człowiek
uczy się czegoś nowego. Czy wiecie na przykład, że jakiś genialny facet
wymyślił czujniki alarmowe dostosowane do zwierząt domowych tzw.
"pet'y"?!  Pozwalają one na pełne aktywowanie ochrony
antywłamaniowej domu z uwzględnieniem natury domowych sierściuchów i ich
upodobania do skoków na miękkie sofy i łóżka. Hmm, jednak , podsumowując moje
dzisiejsze obserwacje podczas sprytnie zorganizowanej pracy przy podłogówce,
muszę przyznać , że męski świat nie jest pozbawiony logiki.. :) Miewają też
Panowie całkiem konstruktywne pomysły, jak choćby ten alarm. A to wszystko dla
nas, drogie Panie , żebyśmy były bezpieczne z naszym potomstwem pod skrzydłami
! :)))


P.S. I znów wyszłam na wariatkę, gdy tupiąc nogami wymusiłam na
Szanownym , by przełożył rury idące do grzejnika w naszej sypialni. Zupełnie
nieświadomy powagi sytuacji, Pan Hydraulik ułożył je dokładnie w linii naszego
łóżka, a dokładnie po prostej , przez którą przełożymy nasze cenne krzyże.
Wszak to nie do pomyślenia! Zagroziłam, że będę spała gdzie indziej, i był to
argument trafiony- dopóki jeszcze nie jestem taka ostatnia i taka stara- Mąż
uległ grzesznej pokusie goszczenia mnie w łóżku i przekazał hydraulikowi moje
obawy,  łącznie z kompendium wiedzy o teorii Feng Shui, na co hydraulik
wzruszył tylko ramionami i przesunął czerwone rurki poza obrys łóżka.
Domniemam, że przy okazji panowie mieli niezły ubaw z moich szarlatańskich
koncepcji o szkodliwości spania na arteriach wodnych. Dostałam tylko szczątkową
relację z tych branżowych konwersacji między obydwoma panami, a brzmiało to
tak: "zrobił jak kazałaś. zapytał tylko, co by było, gdybyśmy zdecydowali
się na ogrzewanie podłogowe w sypialni..? Hę..? "


Efekt
wieczornego foto- safari  :


( Mąż
zabrał się za zdjęcia swoim pięknym profesjonalnym sprzętem, gdyż stwierdził,
że nie może już patrzeć na moje "żenujące fotki" spreparowane noszonym w torebce
kompaktem.. Tyle, że ja mam swój sprytny aparacik zawsze w pogotowiu, a on na
swoją walizkę paparazzi  potrzebuje trzyosiowej przyczepy.. Fakt faktem- moje dzieła fałszują rzeczywistość, przedstawiając klaustrofobiczne klitki, podczas gdy w jego soczewce zamieniają się w przestronne salony :))  


salon z widokiem na kuchnię: 



undefined



 hall:


DSC_7414.JPG


wszystkie drogi prowadzą do Rzymu:


DSC_7418.JPG


górna łazienka:


DSC_7425.JPG


DSC_7426.JPG


dolna łazienka:


DSC_7413.JPG


 

KOMENTARZE
12.02.2011, 19:39
Tytuł:  Patrzę i mało widzę...

Uszanowanie! Na zdjęciach próbuję podejrzeć, jaki wybudowali Państwo komin do kominka... Stąd też moje pytanie, czy jest to ten sam Schiedel, który mamy w projekcie, czy też coś innego? Wydaje mi się, że wprowadzili Państwo pewną zmianę, z której i ja bym chętnie skorzystał. Jeśli to możliwe, proszę też zdradzić, ile - oprócz kanału dymowego - jest w rzeczonym kominie kanałów wentylacyjnych?
tytuł: budowanie a wojna płci
20.01.2011, 16:54
 

Odwiedziła mnie dziś Pewna Refleksja. A stało się to w
atmosferze ogólnego wzburzenia mojego organizmu, który nie wytrzymuje
psychicznych przeciążeń związanych z wiciem nowego gniazdka. Pomiędzy kolejnymi
obłokami pary z nozdrzy zadałam sobie pytanie ‘jakie emocje towarzyszą mi w naszej
prywatnej przeprawie przez sztukę budowania”? Odpowiedź pojawiła się błyskawicznie:
są to przeważnie emocje piekielne. W dużej mierze każde moje podejście do
tematu domu powoduje nadchodzącą, raz wcześniej, raz później, falę wściekłości.
Pieczenie spojówek, burza w arteriach, przeciążenie pompki. Dlaczego?... Otóż
dzieje się tak dlatego, że Szanowny Mąż… ma zgoła odmienne podejście do kwestii
związanych z Bażantem.


Przypomniałam sobie niedawno czytany artykuł mający na celu
wyjaśnienie różnic w sposobie, w jaki
mężczyźni i kobiety robią zakupy. Po chwili zastanowienia i przełożenia tej
treści na nasze domowe relacje , odnajduję szereg podobieństw między budowaniem
a shoppingiem.


Ja buduję sercem. Mąż buduje .. głową ;) Ja wszystko
przekładam na emocje, Szanowny Małż jest
zimny i opanowany. Początkowo zrzucałam to na karb jego doświadczenia
zawodowego, wszak nie pierwszego „bażanta” na tej Ziemi postawił i niejedno
widział. Można tu użyć porównania do wprawnego chirurga- gdyby targały nim uczucia, drżałyby mu ręce.
Musi być niewzruszoną skałą. I taki jest mój Mąż. Nieczuły na moje budowlane
rozterki. A na linii zetknięcia tych dwóch sprzecznych frontów, następuje burza…


Czuję się jak pewien łysy przykurczony staruszek, którego
Benny Hill paca z góry po główce przy każdej nadarzającej się okazji. Tak też
czyni mój ślubny Pan Wykonawca, za każdym razem gdy zbyt zachłannie rzucam się
w wir budowy domu. Chciałabym mieć poczucie bezpieczeństwa, czyli przeświadczenie,
że wszystko jest zaplanowane i dopięte na ostatni guzik, z pewnym buforem
czasu. W zamian za to dostaję klapsa w czoło od opanowanego Małżonka , który
każdą moją próbę „wyskoku” do przodu kwituje stałym hasłem : „ nie panikuj”.
Dla niego budowanie to norma, zna harmonogram prac i wie, kiedy przychodzi na
co czas. Ale zbyt często , szczególnie w ostatnich tygodniach, gdy tempo prac
ruszyło lawinowo, pojawiają się sytuacje, w których każe mi podejmować decyzje
materiałowo-technologiczne ‘w biegu”. Tracę grunt pod nogami, bo nie przywykłam
do szybkiego podejmowania decyzji. Szczególnie TAKICH decyzji, na lata. Mam przez to poczucie utraty kontroli. Ja
muszę wszystko przemyśleć dziesięć razy, „przetrawić”, poszukać rozwiązań
alternatywnych , podejrzeć, jak to robią inni…


Podobnie jest w galerii handlowej. Kobieta idzie na zakupy
żeby pooglądać – ciuchy na wieszakach, ale też to, co noszą inne panie
przewijające się w sklepie ;) Musi produktu dotknąć, powąchać, przymierzyć
poznać cenę. Niezbędny jest też element porównania. Najczęściej potrzeba do tego
kilku butików, przez co polowanie staje się prawdziwie pełnym rytuałem, a jego
efekt tylko wtedy może dać stuprocentową satysfakcję. Dopiero wówczas Kobieta
wie, że dokonała jedynie słusznego zakupu i swoim wrodzonym sprytem wzbogaciła
gospodarstwo domowe, choćby tylko kupiła sobie nową sukienkę, jakich ma pełną
szafę ;)


Mężczyzna generalnie nie znosi zakupów, chyba, że ma w sobie
pierwiastek żeński. W odniesieniu do mojego podwórka nie ma to przełożenia.
Rozwiązanie dziesiątek testów „na płeć mózgu” da zawsze ten sam rezultat- mój
Mąż jest jaskiniowcem ;) Pierwotnie męski ze współczesnym szlifem. Cała ta
mistyfikacja ulega zdemaskowaniu właśnie na poziomie zakupów. Prawdziwą
przyjemność sprawia mu jedynie zdobywanie mięsa na stoisku w lokalnym sklepie
spożywczym tudzież zakup narzędzi budowlanych. Pozostałe aspekty zaopatrywania
domu są nie do zniesienia, powodują u
niego niepokojące somatyczne objawy. Szanowny Mąż wchodzi do sklepu w jednym,
znanym tylko sobie celu i za chwilę go opuszcza. Nie ma zupełnie potrzeby
porównania oferty. Zapoznaje się z ceną, mierzy. Jeśli oba parametry są do
zaakceptowania, akceptuje płatność wpisując pin przy kasie. Game over.


Próbowałam przenieść zasady mojego świata do realiów męskiej
‘krainy materiałów budowlanych”. Jakież było moje zdziwienie, że nie mogę
zapakować do samochodu palety wybranego klinkieru po uregulowaniu rachunku,
ponieważ muszę poczekać… przynajmniej 10 dni! Wiele produktów sprzedawcy (z
nieskrywanym zdziwieniem moim zdziwieniem) proponują mi zamawiać na podstawie wydruku w katalogu.. Nic już się nie magazynuje, wszystko ‘się
ściąga”. Handel w budownictwie polega dziś na wirtualnym pośrednictwie. Fakt,
to nie warzywniak…


Wracając do emocji- ta budowa wypala mnie zupełnie. Nie
potrafię zaakceptować nowych zasad gry, nie umiem się odnaleźć w takich
warunkach. Jestem znerwicowana i przez to wybuchowa. Niewzruszona mina Szanownego
Męża tylko podsyca mój gniew i poczucie ‘lotu na autopilocie”.


Dla niego budowa to żadna nowość, a dla mnie to NASZ DOM.
Czasami marzę , byśmy obydwoje byli zagubionymi w meandrach budowania „lajkonikami”,
którzy do poduszki, z okrągłymi od nowinek oczami , czytają Muratora ;) A tak- samotna
jestem w tym zagubieniu… Pozostaje mi.. zaufanie .


Dzisiejsze prace domowe stały pod znakiem "układania izolacji foliowej i styropianowej na gotowej instalacji hydraulicznej z uwzględnieniem dodania osprzętu ogrzewania podłogowego". Brzmi to jak tytuł poważnej pracy naukowej. W rzeczywistości- robota nie do wytrzymania dla wrażliwego ucha. Wszechogarniający pisk ciętych zębatą piłą białych płatów, wraz z towarzyszącym sztucznym śniegiem. Włos się jeży na rękach. Pan Wykonawca-Pan Inwestor osobiście rozłożył kanał doprowadzający powietrze z zewnątrz do kominka. Uprzednio wykonał otwór na wylot w ścianie domu. Nie ukrywał dziecięcego dzikiego szczęścia na buzi  rozbrykanego chłopczyka, gdy dokonywał tej demolki :) 


DSCN1871.JPG


DSCN1872.JPG


Jutro przyjedzie Pan Hydraulik i uzupełni misterne puzzle o rurki podłogówki. Będziemy gotowi na zalewanie :) Zaprzyjaźniony "posadzkarz"  przyjedzie skoro świt w sobotę. To idealny dzień na wykonanie podłogi, bez przestoju i tracenia dni roboczych . 


Ślepy pułap jest już oszlifowany i wymalowany na cacy śnieżnobiałą farbą. Na podłogę położymy jednak panele podłogowe, zamiast linoleum zwanego gumoleum. A to z prozaicznej przyczyny- panele kosztują 15 zł / m2, natomiast "goły Leon" ( tak mówi Tata) = 25 zł za takąż ilość. Nie wiem gdzie tu chińska ekonomia i matematyka, tak już jest ( a propos męskiego świata materiałów budowlanych). Zdecydowaliśmy więc o położeniu panela, raz, że efekt fajniejszy, przy przesuwaniu pudeł z gratami nie ulegną rozdarciu, jak guma ;) , nie trzeba tego kleić do podłoża, pianka pod panelami wyrówna ewentualne 'zadziory" płyty OSB. No i przede wszystkim będzie taniej. Początkowo namierzyliśmy takie ekonomiczne panele w Nomi, ale były ciemne i nie do końca mnie zachwycały... Wiem , wiem, jestem nienormalna, że na strychu chcę mieć "pierwyj sort dekoratorski" , nawet kiedy będę nań wchodzić dwa razy w roku. Ale szczęśliwie w Casto natknęliśmy się ( dosłownie wchodząc w deskę ekspozycyjną) na piękną jaśniutką podłogę w podobnej , niewiarygodnie radosnej cenie :) więc wkrótce będę się cieszyć całymi 35. metrami kwadratowymi gotowej graciarni w przestronnej jaśniutkiej desce :)) 


Jutro czeka nas wyprawa po płytki, a dokładnie po to,  by je zamówić... Dziś skrupulatnie wymierzyłam ściany obu łazienek i  podłogi pod gresy na parterze. Będzie na mnie, jeśli coś pomyliłam. Kocham domową odpowiedzialność! To takie fascynujące... ;)

 
 
 POPRZEDNIA
[1]   ...   [3]   [4]   [5]   STRONA 6   [7]   [8]   [9]   ...   [20]
NASTĘPNA 
Załóż bloga | Zaloguj się | Strona główna | BLOGI | Projekty domów | Pomoc | Regulamin | Polityka cookies | Kontakt
Sprzedaż projektów domów - Dom Dla Ciebie
Copyrights 2008-2009 © Archeco Sp. z o.o. Wszystkie prawa zastrzeżone.
X

Serwis jagodzianka.mojdomdlaciebie.pl korzysta z technologii przechowującej i uzyskującej dostęp do informacji w urządzeniu końcowym użytkownika (w szczególności z wykorzystaniem plików cookies). Zgoda wyrażona na korzystanie z tych technologii przez jagodzianka.mojdomdlaciebie.pl lub podmioty trzecie w celach związanych ze świadczeniem usług drogą elektroniczną może w każdym momencie zostać zmodyfikowana lub odwołana w ustawieniach przeglądarki. Więcej informacji znajdą Państwo w zakładce Polityka dotycząca cookies

AKCEPTUJĘ